plastic surgeon plastic surgeon
227
BLOG

Wspomnienia ostatniego romantyka cz. II

plastic surgeon plastic surgeon Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

"Ale wykrakałem" - pomyślałem. Przez chwilę poczułem dziwny skurcz w żołądku. Na własnej skórze poczułem ironię losu. Bez względu na to, co działo się w mojej głowie/sercu na zewnątrz zachowałem jak gdyby nigdy nic. I teoretycznie wszystko było w porządku. Tylko, że coś się zmieniło. Kiedy przeszła obok naszej loży, ze swoimi znajomymi nastrój imprezowy prysnął niczym bańka mydlana. "Co jest ze mną nie tak?” -  pomyślałem – „Co w niej takiego jest, że nie mogę przestać o niej myśleć?” Towarzystwo w loży zaczęło mnie drażnić, muzyka denerwować, wszystko traciło kolor i sens. Piękna Brunetka poszła na salę karaoke, a może robiła obchód klubu nie wiedziałem, wiedziałem tylko, że muszę wyjść z loży chociaż na chwilę, bo wybuchnę. "Napijesz się wódki?" spytałem C. - nie trzeba było go namawiać zbyt długo "Z tobą zawsze" - padła szybka odpowiedź. Gdy poszliśmy do baru na salę karaoke, ONA tańczyła, a mnie zrobiło się dziwnie smutno. Nie wiem dlaczego wywoływała u mnie takie uczucia przecież była zupełnie obcą osobą, może to ze mną było coś nie tak? Nie wiem. Z apatii wyrwało mnie pytanie C:. "Co ci jest?"  "Nic" odpowiedziałem - chciałem się tylko napić wódki. - Co ty mi tu pierdolisz ? - odpowiedział C. - znam cie tyle, że wiem kiedy łapiesz zawias. - "Widzisz tę dziewczynę? " wskazałem delikatnie na NIĄ - "Oddałbym wszystkie panny jakie poznałem za NIĄ" Taki już mielismy układ w pokoju: jak jeden się zakochiwał drugi słyżył towarzystwem. Barman podał wódkę wypiliśmy i każdy poszedł w swoją stronę. Stanąłem obok loży bezmyślnie gapiłem się na moje towarzystwo, które bawiło się w najlepsze. Wtedy zrozumiałem, że nigdy nie będę spokojny, dopóki JEJ nie poznam. Bez względu na to czy mnie spławi, czy okaże się ciepłą sympatyczną dziewczyną MUSZĘ JĄ poznać. Doszedłem do wniosku, że i tak nic nie tracę, więc musze podejść teraz w klubie. "Przynajmniej będę miał jasność sytuacji i skończy się ta farsa" pomyślałem. Gdy wróciłem na karaoke, JEJ juz nie było. Zrobiłem rundkę po klubie i nigdzie jej nie znalazłem, kiedy wróciłem do loży rozpoczęły się pytania gdzie zniknąłem. Odpowiadałem mechanicznie patrząc w stronę wyjścia. Przeszło mi przez myśl, że wyszła na zwnątrz. "Tym lepiej" - pomyślałem - Porozmawiamy spokojnie. Wyszedłem na zewnątrz. nigdzie jej nie było. Pobiegłem w stronę akademików. Po kilkunastu metrach zobaczyłem ją. Siedziała na betonowych schodkach z jakimś facetem. Poczułem jakbym coś stracił - to było dziwne uczucie - rozumiałem co czuję, ale nie rozumiałem dlaczego. Wbrew sobie wróciłem do klubu i z przyklejonym uśmiechem bawiłem się do rana, ironia tego zjawiska polegała na tym, że dla całego otoczenia byłem mega szczęśliwym facetem. Po zabawie w klubie poszliśmy do mnie do pokoju na piwko. Wszyscy zasnęli gdy zaczynało świtać.

Cały następny dzień i kilka następnych chodziłem jak struty i nie była to wina alkoholu, a raczej tego co było w klubie. Myślenie o NIEJ zaczynało doprowadzać mnie do szału. Dodatkowo denerwowało mnie to, że ze świrowałem na punkcie całkiem obcej osoby. Wiedziałem, że jedyny sposób, aby to jakoś ogarnąć to po prostu JĄ poznać. Zrobiłem mocne postanowienie, że przy pierwszej okazji, kiedy JĄ zobaczę podejdę i z NIĄ porozmawiam.

W niedzielę udalem się do kościoła. Może tu znajdę odpowiedź - pomyślałem. Co ciekawe, Pan Bóg o mnie pamiętał. Gdy doszło do ogłoszeń parafialnych, ksiądz ogłosił, że od poniedziałku zaczyna się kurs tańca bezpłatny, wszystkich chętnych zapraszają. Olśniło mnie. Już wiedziałem w jaki sposób rozpocząć i rozwinąć znajomość z D.K. Sposób wydawał się idealny - zwykła rozmowa do niczego by nie doprowadziła, a tak, od razu będę wiedział - jeśli się zgodzi no to z dalszą znajomością nie powinno być problemu, jeśli odmówi to też dobrze - jasna sprawa i trzeba będzie ruszyć do przodu.

Całą niedzielę i poniedziałek przesiedziałem w oknie niczym stara dewota. Kurs rozpoczynał się o 17 w poniedziałek, o 13 zacząłem tracić nadzieję "Musi sie pojawić" wyszeptałem przez zaciśnięte zęby. Nie wiem, czy to szczęśliwe zrządzenie losu, czy siłą woli nagiąłem rzeczywistość do własnych celów, ale... proszę państwa do akademika zaczęła się zbliżać Śliczna Brunetka w niebieskich dżinsach i pomarańczowej bluzeczce. Tak się zagapiłem, że zanim się zorientowałem już wchodziła do akademika, szybko ruszyłem do drzwi, przekręciłem klucz i ruszyłem na schody. Ku mojemu zdziwieniu nigdzie JEJ nie było. Lekko poirytowany wróciłem do pokoju "może ja oszalałem i mam zwidy?" - zacząłem sie zastanawiać. Jednak nie, nie oszalałem - po kilku chwilach z akademika wyszła ONA, koleżanka i kocyk (w rękach koleżanki), wiedziałem już, że idą na kocyk czyli sytuacja klarowała się hmm neutralnie. Gdy dotarłem na kocyki zrobiłem szybki rekonesans. JEST  siedziała na kocyku ze znajomymi i grała w karty 3,2,1 GO podszedłem poprosiłem JĄ na bok, spytałem czy nie pójdzie na tańce, a ONA po krótkim wahaniu zgodziła się. Kiedy patrzyłme na jej śliczną buzię, na jej figurę, na jej kruczo czarne włosy, moje myśli ułozyłe się wjeden napis: ALE ONA JEST PIĘKNA. Z radości, że wszystko układa się po mojej myśli wracając do pokoju wycałowałem cały mój harem puściłem marsz Menedelsona na cały regulator i zacząłem podskakiwać. Kiedy haj zaczął mnie puszczać było przed 17 i trzeba było iść na tańce. Spotkaliśmy się przed akademikiem i razem ruszyliśmy w stronę kościała. Rozmowa przebiegała bez większego zaangażowania ani z mojej, ani z jej strony. Na miejsce dotarliśmy kilka minut przed czasem, więc siłą rzeczy, dalej rozmawialiśmy. Nie wiem jaki temat poruszyliśmy, ale usłyszałem: „No jeszcze rok mi został” „Jeszcze rok” to stwierdzenie utkwiło mi w pamięci „Mam jeszcze przyszły rok” – pomyślałem z dziwnym przekonaniem, że ten przyszły rok jeszcze przyda mi się w tej znajomości.

 Pierwsze wrażenie w trakcie rozmowy raczej neutralne no, ale w końcu znamy się około 15 minut więc nie ma się co dziwić. Zjawili się pozostali uczestnicy i wszyscy zaczęliśmy tańczyć. Sam kurs wywarł na mnie  bardzo mizerne wrażenie, ale dla TEJ Brunetki byłem gotów się poświecić. Mając JĄ przed sobą, nie mogłem przestać się na nią gapić. Nie patrz się - ostre warknięcie szybko sprowadziło mnie na ziemię, kiedy Młodsza z Sióstr zauważyła wlepione w siebie spojrzenie. 1,5 godz. szybko minęło i już wracaliśmy do akademika. Doszedłem do tego, że nie jest idealna, ale miała w sobie to coś tę „iskrę bożą” coś co sprawiało, że mimo nie klejącej się rozmowy (wręcz nudnawej) cały czas do niej lgnąłem. Przed akademikiem doszliśmy do wniosku, że będziemy razem chodzić na ten kurs. Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoja stronę. Mimo tego, że byłem pod wrażeniem Młodszej z Sióstr, to jednak od czasu do czasu miałem wątpliwości, czy aby nie przeinwestowałem emocjonalnie w tę znajomość. Zawsze starałem się patrzeć na świat realnie, nie wiem dlaczego w tym przypadku nie potrafiłem – mój kontak z D.K. był niczym disneyowska bajka- przynajmniej dla mnie.

Kolejne tańce miały się odbyć za dwa tygodnie ze względu na weekend majowy. W ramach majówki mój Instytut zorganizował wyjazd do Genewy. Przez cały czas delektowałem się podróżą i myślami o D.K. W drodze powrotnej do kraju ze względu na warunki pogodowe wypad w Alpy zamieniliśmy w kilkugodzinne zwiedzane Pragi. Pogoda niestety nie dopisała spacerowalismy po Pradze, w strugach deszczu. Kiedy weszliśmy na chwilę do pasażu z pamiatkami, nieoczekiwanie przyszła mi na myśl moja wymarzona Brunetka. Czy ta znajomośc ma sens? Jaki to ma dalszy ciąg? Myśli kłębiły mi się w głowie. Strugi deszczu w Pradze zaczęły zmywać różowe klapki z moich oczu. W pewnym momencie z głośników zaczęła się unosić piosenka Cyndi Lauper „Time after time” nie wiem dlaczego, ale gdy ją usłyszałem przez głowę przebiegła mi myśl:”To się nie może skończyć dobrze”. Z jakichś niwyjaśnionych powodów miałem przeczucie, że ta bajka nie będzie miała szczęśliwego zakończenia.

 Po powrocie z soboty na niedzielę odespałem i w poniedziałek byłem już w 100% formie. Przed 17 stałem przed akademikiem czekając na NIĄ, ale JEJ nie było. Poszedłem na tańce myśląc, że może ona już tam jest, ale w głębi duszy wiedziałem, że jej nie będzie – nie było. Nie byłem zaskoczony – cały czas miałem w uszach „time after time” i dziwne przeczucie. Wróciłem do akademika i powoli wchodziłem po schodach na swoje drugie piętro. „Siemasz chłopaku” usłyszałem za sobą, odwróciłem się i zobaczyłem Boba. Bob był moim sąsiadem z pierwszego roku, z którym cały czas jako taki kontakt utrzymywałem. Okazało się, że wymknął się po papierosy po kryjomu przed swoją dziewczyną. „Jak minął weekend” - zagadnąłem. Bob odpalił papierosa i zaczęliśmy sobie opowiadać jak minęła majówka. Ja nie paliłem z tego względu, że zrobiłem sobie mocne postanowienie: Jeśli D.K. pójdzie ze mną na tańce rzucam palenie.

Kiedy tak staliśmy na schodach usłyszeliśmy kroki kiedy obróciliśmy głowy, na półpiętrze stała dziewczyna. Patrzyła na nas i ręką machała w kierunku wyższego piętra. Bobo spojrzał na nią, później na mnie. Ja też udałem zdziwienie, ale dziwnie znajoma była ta dziewczyna, nie mam pamięci do twarzy, ale ją pamiętałem z kocyka pod Maluchem. Już wiedziałem komu machała ręka i dlaczego. Pożegnałem się z Bobem i poszedłem do sklepiku. Domyśliłem się całej sytuacji. Było mi przykro, ze zostałem wystawiony, ale przede wszystkim byłem zdenerwowany tym, że w tak prostacki sposób mnie wykiwała. W sklepie kupiłem papierosy „No teraz mogę spokojnie zapalić” - stwierdziłem. Wracając ze sklepu natknąłem się na NIĄ wchodziła na schody ze swoimi. Nie chciało mi się na NIA patrzeć, w zasadzie nic mi się nie chciało. Poszedłem do pokoju usiadłem i najchętniej pogrążyłbym się w depresji, ale poszedłem na III p, do swoich ananasów. Tam udało mi się zainicjować piwkowanie, dla nich to był miły sposób na spędzenie popołudnia – ja musiałem odreagować. Dziwna to była popijawa im więcej piłem i paliłem tym bardziej myślałem – nic mi nie pomagało piwo, wódka, trawa, nie mogłem pozbyć się myśli o NIEJ. W końcu sam zostałem w pokoju wszyscy już poszli spać. Kiedy wypiłem już wszystko,  zaczęła ogarniać mnie dziwna mieszanka uczuć niemocy i zdenerwowania. Postanowiłem się przejść, po spojrzeniach na portierni doszedłem do wniosku, że muszę niezbyt wyglądać, ale co mi tam - wyszedłem i pomaszerowałem chwiejnym krokiem przed siebie. Wróciłem nad ranem i położyłem się spać. Kiedy już się ogarnąłem wszystko zaczęło się układać: na tańce poszedłem z małą Luisą, a kolega z III dał mi gg do A. z wydziału. Z A. Spotkałem się parę razy na towarzyskiej płaszczyźnie. Była ładna, sympatyczna po prostu fajna dziewczyna. Wiedziałem, że to jedyny sposób na to żeby pójść dalej. Jedno mnie tylko zastanawiało – jak teraz będzie z NIĄ nie przestała być TĄ, ale tak prostackie zagranie było żałosne i ten fakt pozostawał faktem. Gdyby powiedziała mi prosto w twarz, że nic z tego też nie byłoby przyjemnie, ale wyglądałoby to inaczej. Rozmyślania o naszej relacji zakończyło przypadkowe spotkanie pod akademikiem – szybkie i zdawkowe „cześć” i każdy poszedł w swoja stronę. ”Rozsądne wyjście, w końcu oboje jesteśmy dorośli i nie ma co się dąsać” - pomyślałem. Zacząłem spotykać się z A. Wszyscy moi znajomi polubili ją, a moje sąsiadki twardo mi kibicowały w nowej relacji. Śliczna Brunetka cały czas pozostawała w moich myślach, jednak wiedziałem, że to tylko moje ego cierpi z powodu porażki (a może to nie ego, może tak na prawdę było mi źle, tylko, że sam przed sobą nie chciałem się przyznać – nie wiem),

Nie wiem jakby się to potoczyło dalej, gdyby nie pewien wieczór u A. Siedzieliśmy na kanapie rozmawiając o głupotach, Niewiadomo skąd wziął się temat o wspólnych znajomych z akademika. Kiedy usłyszałem ostatnie zdanie A. Czas stanął w miejscu, bo oto A. stwierdziła: „Oprócz ludzi z grupy to u was w akademiku znam tylko D.K.” No po prostu w tym momencie zacząłem JĄ nienawidzić. Nawet tu mnie prześladowała, Powoli zdałem sobie sprawę, że dopóki oboje jesteśmy w akademiku, to nie da się jej wyrzucić z pamięci. Co do A, szybko straciłem zainteresowanie, nie wiedziałem jak zakończyć t znajomość, toteż zrobiłem to co umiałem – kilka nieprzyjemnych tekstów, parę chamskich uwag na jej temat i sama mnie wyręczyła pisząc, że nie chce się już spotykać. Zero żalu, właściwie to ulga. Ulga i pustka.

Ostatni raz spotkałem JĄ w najmniej spodziewanym momencie. Wracałem do akademika już właściwie świtało, na ulicach nie było praktycznie nikogo. Kiedy zobaczyłem kilkadziesiąt metrów przed sobą idącą parę nie mogłem uwierzyć – wszędzie poznałbym tą figurę moja wymarzona Brunetka. Zwolniłem tępo i skręciłem w boczną uliczkę. Nie chciałem jej spotkać, po pierwsze nie mielibyśmy o czym rozmawiać, po drugie bądź co bądź takie spotkanie (choć przypadkowe) mogło wyglądać jakbym ją prześladował. Kiedy dotarłem do akademika wchodziła już sama. Powoli docierało do mnie, że to nie uczucie, to obsesja i im dłużej będę to nakręcał tym dużej będę cierpiał.

C.D.N

SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości