plastic surgeon plastic surgeon
562
BLOG

Jestem wesoły Romek...czyli o pewnym prawniku

plastic surgeon plastic surgeon Polityka Obserwuj notkę 2

Witajcie

Znacie taki kawał?

Kogo najłatwiej operować?

Prawników, bo nie mają serca,kręgosłupa, jaj i głowę spokojnie można z dupą zamienić.

Kawał jak kawał, ale coś w tym jest. Żeby nie było nie pogardzam tym elitarnym zawodem. Nawet tymi,których określa się "prawnikami mafii" itd. no ktoś musi taka pracę mieć. Uważam natomiast, że pogarda należy się ludziom, którzy prezentują pewną postawę.

Właśnie dziś przeczytałem na pasku informacyjnym w telewizji, że prawnikiem syna pewnej osoby w pewnej sprawie będzie niejaki mecenas Roman G. No tak - pomyślałem - syn obrotny tata też, to pewne było, że w tej sprawie pojawi się jakiś cwany prawnik. Moje przypuszczenia padały na jakiegoś bystrego amorlanego prawnika z kancelarii w stolicy, który wszelkie brzydkie zapachy związane z firmą zajmująca się pewnym kruszcem zniweluje ładnym zapachem swojej elokewncji i odopwiednim interpetowaniem prawa. Co więcej uważam, że takich prawników jest nie mało. ALE pana G. to już skądś znałem i nie uważałem, że jest takim oślizgłym....adwokatem.

Polityka, to nie moja specjalność, więc krótko opiszę jaki obraz pana mecenasa G. jawi mi się przed oczami. Po raz pierwszy o panu G. usłyszałem jeszcze w szkole średniej. Założyciel prawicowej partii, reaktywował organizację społeczną skupiającą młodzież. W rządach SLD twardy opozycjonista mówiący głośno i wyraźnie, nie wstydzący się swoich poglądów i przekonań pomimo swego rodzaju nagonki medialnej. Był czymś nowym i w moim przekonaniu był powiedzmy przeciwwagą dla lewicowej większości. Nie wszystkie pomysły tego prawicowca z krwi i kości przypadły mi do gustu, będę szczery niewiele pomysłów zyskało moją przychylność, ale pomyślałem tak - trochę dziwny i nie z tego świata, ale jest prawy.

Kiedy nadszedł rok 2005 i po wyborach partia pana G. była w koalicji stwierdziłem, że jest dobrze. Jak pisałem wcześniej uważałem go za lekkiego oszołoma, ale byłem święcie przekonany, że jego prawość i patriotyzym wezmą górę nad własnymi dziwactwami i razem z dwoma partiami zabiorą się za sprawne rządzenie krajem. Co do drugiej partii w koalcji - tej co to się sama obornić potrafi  byłem bardziej sceptyczny, ale cały czas wierzyłem, że zdrowy rosądek będzie górą. Jak to się zakończyło wszyscy pamiętają. Nie mam zamiaru rozkładać tych rządów na czynniki pierwsze - było minęło. Domyślam się, że prezes obecenej największej partii opozycyjnej też łatwym koalicjanetm nie był, jeśli dodamy do tego świętą wojnę w mediach, to faktyczne trudno było to wszystko utrzymać. Właśnie w tamtych czasach dojrzałem w panu G. tą trochę ciemniejszą stronę. Odniosłem wrażenie, że bardziej od walki o słuszną sprawę interesują go własne sprawy i własna duma. Po przyspieszonych wyborach w 2007 uznałem, że słusznie zniknęłi ze sceny politycznej. Co do samego lidera tej ligii, to dla mnie okazał się facetem chorym na władzę, który nie potrafi albo nie chce wznieść się ponad swoje ego.

Przez długi czas było cicho o mecenasie G. podobno wrócił do praktyki adwokackiej. Pojawiały się doniesienia, że reprezentuje salon na procesach. Kilka tygodni temu w modnym tygodniku można było przeczytać wywiad z panem G. który nie szczędził przykrych słów pod adresem co niektórych. Powiedziałbym nawet, że momentami jego wypowiedź ociekała jadem (o który posądza się niektórych dziennikarzy) To jeszcze bardziej mnie utwuerdziło w przekonaniach z roku 2007. A teraz jeszcze hit - pan mecenas będzie reprezentował premierowicza.

Jak pisałem nie gardzę nawet najbardziej szujowatymi prawnikami o ile obnażają kły pokazując, że są wilkami, a nie przywdziewają baranicę i udają inne zwierzątko. Gdyby pan mecenas dawno temu nie mówił tak głośno o ideałach, to nic bym nie pisał, ale skoro postępuje jak postępuje to w mojej chorej głowie pojawiła się taka historyjka z nutką teorii spiskowej:

W pewnym momencie życia pewien prawnik doszedł do wniosku, że nadeszło jego 5 min i postanowił dostać się na szczyt - do klasy rządzącej. Był sprytny i inteligenty, więc szybko się zorientował, że wszystkie lewicowe i centrowe ugrupowania są solidnie obsadzone, ale jest miejsce po prawej stronie. Umiał to wykorzystać i szybko zyskał poparcie części społeczeństwa. Wcześniej niż myślał dostał kolejną sznasę - tym  razem nie był gdzieś na obrzeżach, grał w pierwszej lidze, był w ekipie rządzącej. Nie był pierwszą siłą w koalicji, ale ambicje dalej miał i kiedy trzeba było wybrać|: ustąpić w pewnych sprawach i prowadzić kraj do pewnych standartów przewyższających bananowe republiki lub obrazić się na sojuszników i szansę na zrobienie czegoś dobrego wyrzucić do kosza, to nasz cwaniak wybrał opcję nr dwa. Los go pokarał za pychę i zniknął ze sceny. Kiedy wydawało się, że już popłynął na dobre zjawił się ktoś z salonu i mówi tak: "Romek, chcesz zarobić na domek na przedmieściach i wrócić do gry? To chodź z nami"

Ale to tylko taka historyjka wyssana z palca.

 

SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka