plastic surgeon plastic surgeon
309
BLOG

Minął rok….absowlent na rynku pracy

plastic surgeon plastic surgeon Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 

 

W tym tygodniu minął rok od mojej obrony. Mając w pamięci ubiegłoroczny czerwiec postanowiłem jak to było.

 

           Dwa dni po obronie poszedłem do dziekanatu, po zaświadczenie ukończenia studiów. Trzymając kawałek papieru w ręku zacząłem sobie zdawać sprawę, że trzeba zacząć poważnie myśleć o życiu. Idąc tym tropem, następnym przystankiem był urząd pracy. – Trzeba się wpisać do ewidencji, bo przecież jestem w zawieszeniu – pomyślałem. Moja pierwsza wizyta w popularnym PUPie nie trwała zbyt długo. Byłem o godzinie dwunastej i nie było już numerków. Zobaczywszy tłum ludzi, pomyślałem, że warto przyjść wcześnie rano, następnego dnia. Wycofałem się i ruszyłem z powrotem. Idąc przez miasto, rozglądałem się i myślałem co dalej. Podstawowym pytaniem było zostać tu, czy wracać do domu. Przyznam szczerze, że do domu nie uśmiechało mi się wracać. Kolejnym pytaniem, było gdzie się widzę, tj. w jakiej branży. Ukończyłem studia techniczne, ale bądźmy szczerzy – kto dziś na to patrzy, ludzi idą do pracy, tam, gdzie mogą. Ostatnią sprawą, która spędzała mi sen z powiek, były studia podyplomowe. Jednym z powodów dotarcia do tytułu magistra, było marzenie o przekwalifikowaniu się i podjęciu studiów podyplomowych, w nieco bardziej wymarzonym kierunku. Co do ostatniego wariantu były dwa „ale”, po pierwsze kwestia finansowa, po drugie, najbardziej prawdopodobnym miejscem pracy był przemysł, konkretnie zakłady, gdzie praca jest w systemie zmianowym, co mogłoby ewentualnie utrudnić realizowanie mojej pasji.

           Kolejny dzień w dorosłym życiu. W pół do siódmej byłem na nogach. PUP czynny od ósmej, od w pół do wydawali numerki. Pomyślałem, że jeżeli będę na siódmą, to będzie w sam raz. O mojej naiwności przekonałem się, będąc pięćdziesiąt metrów przed budynkiem. Kolejka przypominała archiwalne filmy z PRLu. –No nic, swoje trzeba odstać – pomyślałem. Ustawiłem się w kolejce, dyskretnie spoglądając na moich towarzyszy niedoli. Ze zdziwieniem zauważyłem, że absolwentów jest mało, właściwie ich nie widzę. Zdecydowana większość, to ludzie pomiędzy trzydziestką, a czterdziestką i, jakby to powiedzieć….różni ludzie. Niektórzy w stanie wskazującym, inni jeszcze trzeźwi, ale krzepiący się piwkiem. Nie do końca byłem pewien, czy to właściwa kolejka. Jak się okazało (o, zgrozo) właściwa. W pół do ósmej otworzyli budynek kolejka ruszyła. Dosyć szybko się okazało, że nie mam o czym marzyć. Automat wydawał tylko pięćdziesiąt numerków. Na oko przede mną było dużo więcej ludzi. – No cóż – pomyślałem.- W końcu, jestem bezrobotnym, mam czas przyjdę jutro. Na pocieszenie wziąłem cztery duże płachty papieru do wypełnienia i poszedłem z powrotem do akademika. Następnego dnia byłem już sprytniejszy – już wpół do szóstej byłem po urzędem. Co ciekawe, już była kolejka i to spora. Zaryzykowałem i zająłem miejsce. Czas do otwarcia PUPu minął na rozmyślaniu o wszystkim i niczym. Kiedy otworzono drzwi, zaczęliśmy przemieszczać się do przodu. Dobrnąłem do automatu. Klikniecie i wyskoczyła karteczka z numerem 48. O tym, jakie mam szczęście dowiedziałem się za dwie minuty, kiedy po wyskoczeniu karteczki z numerem 50 zamknięto automat. Mając swój numer, mogłem poszukać śniadania. Numerki były wyświtlane na tablicy, toteż troszkę się rozluźniło. Po drodze do urzędu zauważyłem mały sklepik spożywczy. Poczekawszy dwadzieścia minut, stwierdziłem że mogę iść na śniadanie - tempo pracy urzędników nie wskazywało, żebym miał szybko wejść. Poszedłem do skepiku. Sklepik, nie wyglądał imponujaco, nawet zastanowiłem się, jak taka nora funkcjonuje. Kiedy wszedłem, wszystko stało się jasne. Większość mojej kolejki, aby urozmaicić stanie raczyła się piwem i innymi tańszymi trunkami. Wziąłem jagodziankę i jogurt, poczym czując na sobie spojrzenia pełne zdziwienia, opuściłem lokal. Zjadłem, wypiłem jogurt i poszedłem.

SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości